Strona główna Analizy Ruch Kontroli Wyborów. Co było nie tak z ich aplikacją?

Ruch Kontroli Wyborów. Co było nie tak z ich aplikacją?

Ruch Kontroli Wyborów stworzył aplikację, która miała chronić nas przed fałszerstwami. Jej twórcy wskazywali, że Państwowa Komisja Wyborcza nie zabezpieczyła dostatecznie głosowania na podstawie zaświadczeń. Jednocześnie sami stworzyli narzędzie, które było narażone na pomyłki i złośliwe ingerencje.

W tle urna wyborcza, logo aplikacji Ruch Kontroli Wyborów i zrzut ekranu z portalu X

Fot. Shutterstock / X.com / Modyfikacje: Demagog

Ruch Kontroli Wyborów. Co było nie tak z ich aplikacją?

Ruch Kontroli Wyborów stworzył aplikację, która miała chronić nas przed fałszerstwami. Jej twórcy wskazywali, że Państwowa Komisja Wyborcza nie zabezpieczyła dostatecznie głosowania na podstawie zaświadczeń. Jednocześnie sami stworzyli narzędzie, które było narażone na pomyłki i złośliwe ingerencje.

Osoby, które w dniu wyborów zmieniają miejsce pobytu, mają prawo – na podstawie zaświadczenia wydanego przez urząd gminy – głosować w dowolnym lokalu wyborczym. Takie zaświadczenie działa tylko raz – pozwala oddać jeden głos jednej osobie.

Mimo to w sieci pojawiły się głosy, że takie zaświadczenia mogą zostać wykorzystane do sfałszowania wyborów. W mediach społecznościowych wysuwano podejrzenia, że wyborcy będą podrabiali ten dokument i głosowali po kilka razy w różnych miejscach.

Do tej narracji dołączyło Stowarzyszenie Ruch Kontroli Wyborów. Przygotowało ono aplikację dla członków komisji wyborczych. Cel był szczytny – upewnienie się, że jedno zaświadczenie zostało użyte tylko raz. Problem z wykonaniem – aplikacja była wadliwa i nieodporna na działania osób, które w dniu wyborów chciały wzmagać w Polsce niepokój.

Nieoficjalna aplikacja, realne konsekwencje

Już po pierwszej turze wyborów prezydenckich dotarły do nas doniesienia o tej aplikacji. Wyjaśnialiśmy, że nie była ona autoryzowana przez Państwową Komisję Wyborczą. Odmowa wydania karty do głosowania po weryfikacji zaświadczenia przy pomocy tego narzędzia nie miała więc podstaw prawnych. 

Mimo to niektórym aplikacja mogła przysporzyć niemałego kłopotu. W poprzedniej analizie opisaliśmy historię, w której członek komisji – po skorzystaniu z narzędzia RKW – odmówił wyborczyni wydania karty do głosowania

Trefna weryfikacja

Obecnie strona testnr.org, na której znajdowała się aplikacja, już nie działa. Mamy dostęp do jej archiwalnej wersji. Zgodnie z instrukcją RKW działała ona w prosty sposób: członek komisji po otrzymaniu zaświadczenia mógł wpisać do systemu numer zaświadczenia oraz swój numer telefonu. Gdy zaświadczenie było „ważne” (czyli jeszcze nie użyte), to system wyświetlał zielony komunikat pozwalający na oddanie głosu. 

Zrzut ekranu ze strony testnr.org/numer w wersji dostępnej w internetowym archiwum Wayback Machine

Natomiast gdy w systemie już przedtem ktoś wpisał dany numer zaświadczenia, to aplikacja wyświetlała czerwony komunikat. W instrukcji czytamy, że „to oznacza, że ktoś już głosował na zaświadczenie”. Dodatkowo należało to potwierdzić poprzez zadzwonienie do osoby, która jako pierwsza wprowadziła zaświadczenie do systemu. 

RKW radziło, by bez tego nie wydawać karty do głosowania. W sytuacji, gdy osoba pod numerem wskazanym w aplikacji potwierdzi, że ktoś już posłużył się danym zaświadczeniem, zgodnie z instrukcją należało powiadomić o tym policję, PKW, pełnomocnika swojego komitetu wyborczego, komisarza wyborczego i media. 

Notatnik online

Aplikacja RKW mogła być idealnym rozwiązaniem, gdyby tylko idealny był świat, w którym żyjemy. W praktyce jej twórcy nie zabezpieczyli jej dostatecznie przed złośliwymi ingerencjamizwykłymi pomyłkami.

Ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Mateusz Chrobok, w filmie na ten temat, nazwał narzędzie mianem „notatnika online”. Ostatecznie oferowało ono tylko możliwość zapisywania numerów zaświadczeń i nie weryfikowało ich w żadnym rejestrze. Mógł być to na przykład Centralny Rejestr Wyborców, w którym prowadzi się ewidencję wydanych zaświadczeń. Aplikacja nie miała jednak do niego dostępu, ponieważ nie była autoryzowana przez PKW

Teoretycznie do aplikacji RKW można było wpisać różne numery zaświadczeń, podać swój numer telefonu i mówić osobom dzwoniącym, że doszło do oszustwa. Stwarzało to ryzyko chaosu i odbierania prawdziwym wyborcom prawa do oddania głosu – przy założeniu, że spotkali w komisji osobę, która uwierzyła w teorię RKW. 

Jak zauważył Mateusz Chrobok, mogło się również zdarzyć, że ktoś wpisał numer zaświadczenia z błędem. Wtedy osobą podejrzaną stałby się zupełnie uczciwy wyborca, próbujący po prostu oddać głos w innym lokalu niż zwykle.

Brak zabezpieczenia przed złośliwą ingerencją

Co więcej, aplikacja nie była odpowiednio zabezpieczona przed zmasowanym wpisywaniem numerów. A wiemy, że do takiego procederu doszło, bo sam prezes fundacji informował o „ataku” na stronę.

Ochronę przed takim scenariusze miało zapewnić zabezpieczenie typu CAPTCHA, polegające na wyświetlaniu prośby o wykonanie prostego testu przed wysłaniem formularza (np. przepisaniu ciągu liter i cyfr). W komentarzu dla Demagoga Mateusz Chrobok zwrócił jednak uwagę, że RKW źle wdrożyło to zabezpieczenie, przez co nie chroniło ono przed działaniem botów i automatów. Wszystko przez to, że jak wynika z dostępnego fragmentu kodu strony, obrazek z ciągiem liter i cyfr był generowany w przeglądarce, a nie w serwerze.

– Ktoś więc chciał stworzyć iluzję bezpieczeństwa i zrobił to dość nieudolnie – podsumował ekspert.

Brak refleksji

Aplikacja wywołała wiele szumu zwłaszcza podczas drugiej tury wyborów. W dniu głosowania była polecana nie tylko przez przedstawicieli stowarzyszenia. W narrację o potrzebie zewnętrznego weryfikowania zaświadczeń włączyli się też politycy PiS. Do korzystania z aplikacji zachęcał m.in. Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości, a także posłowie Agnieszka Wojciechowska von HeukelomDariusz Matecki.

Na naszej stronie opublikowaliśmy analizę, w której wyjaśniliśmy, że aplikacja nie jest autoryzowana, a przesyłany przez nią komunikat nie zezwala członkom komisji na odmowę wydania karty do głosowania. 

W kontrze do tego prezes RKW wyjaśnił, że jego aplikacja służy tylko do weryfikacji zaświadczenia, a kwestią wydania karty zajmuje się już policja. Przeczy temu jednak zarówno instrukcja RKW, jak i praktyka, o której pisaliśmy w innej analizie – ze względu na komunikat w aplikacji członkowie komisji uniemożliwiali niektórym osobom wzięcie udziału w wyborach.

Czym jest Ruch Kontroli Wyborów?

Ruch Kontroli Wyborów to stowarzyszenie zarejestrowane w 2015 roku. Jak wynika z internetowego adresu tej organizacji wskazanego w Krajowym Rejestrze Sądowym (www.stopfalszowaniawyborow.pl, obecnie link nieaktywny), jej działalność skupia się na przeciwdziałaniu oszustwom wyborczym.

Prezesem organizacji jest Marcin Dybowski – opozycjonista z czasów PRL. Obecnie pod szyldem fundacji ANTYK prowadzi księgarnię patriotyczną, w której wydaje literaturę historyczną i katolicką. W ofercie sklepu znajdziemy m.in. książki o masonerii, mszy trydenckiej czy syjonizmieŻydach.

Wiemy też, że prezes RKW udziela się w tzw. alternatywnych mediach. Pół roku temu udzielił wywiadu w kanale Radka Pogody. Mówił tam o fałszerstwach wyborczych.

Więcej fundacji aktywnych w polityce

Poza tym Marcin Dybowski działa także w innych fundacjach i stowarzyszeniach, m.in. w Fundacji ABC – Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne oraz w Stowarzyszeniu Patriotycznym i Samorządowym Ojczyzna – Rodzina – Sprawiedliwość

W przeszłości druga z tych organizacji była uprawniona do prowadzenia kampanii przed referendum w 2015 roku, a jej członkowie zasiadali w komisjach referendalnych (np. 1, 2, 3, 4, 5).  Głosowanie zorganizowano wtedy z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego i dotyczyło ono m.in. wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. Dla Komorowskiego była to próba pozyskania zwolenników Pawła Kukiza po pierwszej turze wyborów prezydenckich.

Kolejna organizacja, której prezesem jest Marcin Dybowski, to Fundacja Niepodległościowa. Na jej profilu na Facebooku znaleźliśmy film odwołujący się do teorii spiskowej na temat Wielkiego Resetu, a także post o filmie „Klimat. Zimna Prawda” – jak wykazaliśmy, powiela on fałszywe informacje na temat zmiany klimatu. 

W ubiegłym roku Fundacja postulowała też organizację referendum „O powrót do normalności”, w którym nawoływała do rozwiązań „zabezpieczających nasze fundamentalne interesy zagrożone przez UE oraz krajowych i zagranicznych globalistów”. 

4 razy „nie”

Sam Ruch Kontroli Wyborów angażował się w kampanię podczas referendum z 2023 roku. W spocie RKW zachęcało, by na pytania o poparcie dla „wyprzedaży majątku narodowego”, podniesienia wieku emerytalnego, likwidacji bariery na granicy z Białorusią i przyjęcia „tysięcy nielegalnych imigrantów” odpowiedzieć 4 razy „nie”Organizacja postulowała ponadto głosowanie w sprawie pozbawienia sędziów immunitetów, „obrony przed dyktatem Unii Europejskiej” i „ocalenia polskich bogactw naturalnych i rolnictwa”.

 

Jak wówczas wskazywaliśmy, referendum w 2023 roku było przeprowadzone razem z wyborami parlamentarnymi. Pytania były skonstruowane w ten sposób, aby sugerować wyborcy, co może się stać, gdy władzę w Polsce przejmą partie opozycyjne wobec Zjednoczonej Prawicy.

Marcin Dybowski jest też aktywny w mediach społecznościowych, a z jego wpisów łatwo wywnioskować, po której stronie politycznej się opowiada. Przed drugą turą wyborów, 1 czerwca br., opublikował w serwisie X symbol sierpa i młota stworzony z czerwonych korali. To bezpośrednio nawiązuje do biżuterii Joanny Senyszyn, która przekazała korale żonie Rafała Trzaskowskiego w ramach gestu poparcia go podczas głosowania.

Kontroluj polityków!

Patrz władzy na ręce i wspieraj niezależność.

*Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter

Prawda to coś więcej niż tylko punkt widzenia

Masz prawo do prawdy. Pomóż nam ją chronić!

Wspieram

Dowiedz się, jak radzić sobie z dezinformacją w sieci

Poznaj przydatne narzędzia na naszej platformie edukacyjnej

Sprawdź!